HRP - o 47 dniach w Pirenejach (bez upiększeń)

HRP - o 47 dniach w Pirenejach (bez upiększeń)

Przygoda się skończyła, nadszedł czas podsumowań. Opowiemy Wam dziś, jak bardzo dał nam w kość niemal 800-kilometrowy szlak Haute Randonnée Pyrénéenne. Żeby nie było wątpliwości – będzie też o tym, że było warto.

HRP w skrócie

Nigdy wcześniej nie mierzyliśmy się z długodystansowym szlakiem górskim i trzeba przyznać, że jak na pierwszy raz wybraliśmy sobie prawdziwą kobyłę. Haute Randonnée Pyrénéenne, czyli w wolnym tłumaczeniu “Wysoki Szlak Pirenejski”, ciągnie się od Atlantyku do Morza Śródziemnego. Meandruje pomiędzy Francją a Hiszpanią, zahaczając na krótko o Księstwo Andory.

Bardzo chcielibyśmy podać oficjalne dane na temat trasy, jednak utrudnia to znacznie ogromna liczba jej wariantów. Bez bicia przyznajemy, że regularnie korzystaliśmy z opcji, które pozwalały ominąć zbędne podejścia czy też nieco skrócić dystans. Ostatecznie wyglądało to mniej więcej tak:

Więcej o życiu na szlaku napisaliśmy we wpisie z praktycznymi informacjami na temat HRP.

Jak tu wylądowaliśmy?

Już dawno marzyliśmy o podobnej wyprawie, jednak cały czas odkładaliśmy tę koncepcję na niesprecyzowane później. Mając miesiąc wolnego, woleliśmy zobaczyć pobieżnie kilka małych krajów niż dokładnie jeden łańcuch górski. Gdyby nie szalony rok 2020, pewnie jeszcze długo nie zebralibyśmy się w sobie.

Tymczasem, udało nam się po wielu perturbacjach wrócić z Ameryki Południowej do Europy, ale do domu jeszcze się nie spieszyliśmy… Szybko wpadliśmy na pomysł zaszycia się w górach, gdzie można zapomnieć o trwającej pandemii koronawirusa. Pireneje mieliśmy po drodze, a jeszcze nas tam nie było, więc szlak HRP wybraliśmy bez wahania.

Wrażenia!

Wspominając wyprawę z wygodnego fotela, z kubkiem kawy w dłoni i szarlotką na talerzu, trudno nie myśleć: Jak pięknie w tych Pirenejach! Warto! Wspaniałe wyzwanie! Prawda jest jednak taka, że na szlaku nasze nastroje nie zawsze były tak pozytywne. Towarzyszyły nam krew, pot i łzy, wszystkie w sensie jak najbardziej dosłownym, choć z różną obfitością. Na szczęście w ogromnym stopniu rekompensowały je zachwyty nad fantastycznymi krajobrazami, zadowolenie z siebie po przejściu szczególnie wymagających etapów, rozgwieżdżone niebo nad głowami i wiele innych.

Poniżej zestawiliśmy, co w tym całym HRP było świetne, a co trudne do zniesienia.

Blaski…

Widoki Kochamy chodzić po górach między innymi dlatego, że po prostu nas zachwycają i nie inaczej było w przypadku Pirenejów. Łańcuch często zmienia swoje oblicze, ale duże wrażenie robią zarówno zielone, pełne kwiatów wzgórza, jak i surowe, strome granie.

Ciągły kontakt z naturą Przez 47 dni przeszliśmy oczywiście przez kilka wiosek oraz małych miasteczek. Nie zmienia to faktu, że jeszcze nigdy w życiu nie spędziliśmy tyle czasu z dala od cywilizacji. Bez wątpienia taki odwyk robi dobrze i ciału, i duszy.

Sprawdzian dla relacji My go chyba zdaliśmy, bo ani razu nie było mowy o rozwodzie! A tak na serio, to przebywanie ze sobą 24/dobę, bez praktycznie żadnego innego towarzystwa, pozwala naprawdę sporo przegadać i przepracować. W naszym przypadku nie obyło się bez spięć, jednak czujemy teraz, że to doświadczenie wyszło naszej relacji na dobre.

Jesz codziennie tabliczkę czekolady, a i tak chudniesz ;) Robiąc zakupy na kolejne dni wędrówki liczyliśmy kalorie, ale na zasadzie “im więcej, tym lepiej”. Mimo objadania się słodyczami, nie da się chyba nie schudnąć po przejściu prawie 800 kilometrów z plecakiem ważącym kilkanaście kilogramów. Zapewniamy, że HRP działa skuteczniej niż każda dieta-cud.

Ogrom satysfakcji na mecie Kiedy półtora miesiąca po opuszczeniu Wybrzeża Atlantyckiego znów zobaczyliśmy na horyzoncie morze, byliśmy z siebie niesamowicie dumni. Podjęliśmy się tego wyzwania dość spontanicznie, po drodze nie było łatwo, ale WOW zrobiliśmy to!

… i cienie

Monotonia Nie wpadlibyśmy na to, że może nam doskwierać w górach. Po tak długim czasie krajobrazy, nawet najbardziej różnorodne, zaczynają zlewać się w jedną całość, a widok czterdziestego świstaka, który przebiegł Ci przez drogę, nie rozczula już niemal wcale.

Tęsknota za łóżkiem i ciepłym prysznicem Wspomniany wcześniej bliski kontakt z naturą ma mniej przyjemne strony. Kąpiel? Tylko w zimnym strumyku. Spanko? W namiocie, ewentualnie na pryczy w chatce dla wędrowców. Jedzenie? Tylko takie, które da się transportować przez kilka dni w plecaku.

Wciąż Cię coś boli Na szczęście nie mieliśmy w Pirenejach żadnych poważnych problemów zdrowotnych, jednak na liście naszych dolegliwości znalazły się m.in. ból głowy, ból kolan, ból brzucha, wrośnięty paznokieć u nogi, a nawet utrata czucia w ręce. [Przyznaję się, że z większością z wymienionych zmagałam się ja, i chyba nigdy wcześniej tak nie marudziłam na szlaku - W.]

Często ma się dość (szczególnie pod koniec) Trochę wstyd nam się do tego przyznać, ale nie byliśmy cały czas dzielni i pełni zapału. [Głównie dotyczyło to mnie, gdyby Maciej mnie nie motywował, to pewnie wróciłabym do domu po tygodniu - W.] Na początku przytłaczało nas, że idziemy już pięć, siedem, dziesięć dni, a wydaje się, jakbyśmy nie zbliżyli się do mety niemal wcale. Pod koniec wędrówka nie budziła już takiej ekscytacji i często nam się najzwyczajniej w świecie nie chciało.

* * *

Czy było zatem warto? Tak! W tytule wspomnieliśmy, że będzie bez upiększeń – nie ukrywamy, że wędrówka była walką nie tylko ze zmęczeniem ciała, ale przede wszystkim z lenistwem, brakiem komfortu i monotonią.

Nie żałujemy jednak ani trochę, bo oboje jesteśmy nastawieni na pracę nad sobą, a w Pirenejach właściwie z każdym tygodniem pokonywaliśmy kolejne słabości oraz ograniczenia. Poza tym czujemy, że te mniej miłe wspomnienia ze szlaku już zaczynają blednąć, a w głowach zostaje nam obraz przepięknych gór i przyjemne poczucie spełnienia, płynące z realizacji kolejnego ciekawego wyzwania.

Jeśli chcecie obejrzeć więcej zdjęć, koniecznie odwiedźcie nasz post z foto-galerią ze szlaku HRP!