Kurytyba - mniej brazylijska strona Brazylii

Kurytyba - mniej brazylijska strona Brazylii

Aż szkoda nam, że trafiliśmy do Kurytyby na samym początku podróży. Gdyby był to etap tęsknienia za domem, na pewno bardziej docenilibyśmy niezaprzeczalną “europejskość” miasta. A my po prostu jeszcze nie mieliśmy potrzeby, żeby czuć się jak na Starym Kontynencie!

Kurytyba to 2-milionowa stolica brazylijskiego stanu Paraná. W odróżnieniu od Rio de Janeiro czy São Paulo, ludność miasta tworzą w zdecydowanej większości potomkowie europejskich imigrantów – przede wszystkim Niemców, Włochów, Polaków i Ukraińców.

Zabrzmi to źle, ale… zdecydowanie to widać. Nie chodzi jedynie o dominujący wśród napotkanych osób kolor skóry. Miasto wydaje się być urządzone po europejsku. Zabytkowe kamieniczki, symetrycznie rozlokowane alejki i ogólny ład stworzyły obrazek znacznie odbiegający od radosnego chaosu, który do tej pory kojarzył nam się z Brazylią.

Złe dobrego początki – background naszego pobytu w Kurytybie

Wyobraź sobie, że spokojnie dojeżdżasz do miasta, udajesz się pod zarezerwowany hostel, a tam właściciela ani widu, ani słychu. Brzmi frustrująco. I było frustrująco. Kiedy nareszcie udało nam się dodzwonić, usłyszeliśmy, że pokoje w nocy zostały zalane (faktycznie, od dawna nieźle pada) i gości przyjąć się nie da. Trochę wkurzeni, a przy tym niepewni naszych dalszych losów, postanowiliśmy mimo wszystko pozwiedzać.

Podczas spaceru po starówce wpadliśmy na jakże genialny pomysł: są tu polscy imigranci, jest też pewnie polska parafia. Znajdziemy i zapytamy, czy ksiądz nas nie przenocuje, bo mamy awaryjną sytuację.

Tak trafiliśmy pod kościół św. Stanisława. Dopiero na miejscu okazało się, że obecnie polskojęzyczny kapłan dojeżdża tu tylko raz w miesiącu. Brazylijscy parafianie okazali się jednak niesamowicie pomocni! Naszą sytuacją zainteresowało się kilka osób, a ostatecznie do swojego domu zaprosiła nas Clara.

Spędziliśmy przemiło czas z nią i jej rodziną. Zostaliśmy na nie jedną, a dwie noce, bo nasza przybrana mama Patricia nie chciała nas wypuścić w czasie wieczornej ulewy.

Z wizyty w Kurytybie najbardziej będziemy kojarzyć tę przygodę, ale i na poznawanie miasta starczyło nam czasu.

Ciekawe miejsca w Kurytybie

Zabytkowe centrum

Jak wspominaliśmy na wstępie, bardzo tu europejsko. Co rusz spotyka się tu historyczne kamieniczki i kościoły, z których najbardziej okazałym jest oczywiście katedra. Główną arterię stanowi Rua XV de Novembro, w sporej części zamknięta dla ruchu samochodowego.

Ogród Botaniczny

Położoną tutaj fikuśna szklarnię śmiało można uznać za symbol miasta. Warto wejść do środka nie tylko ze względu na bogactwo roślin, ale też świetny widok na panoramę Kurytyby. Pozostała część ogrodu według nas niewiele odbiega od zwykłego parku, ale do botaników nam daleko, więc pewnie nie umieliśmy właściwie docenić napotykanych okazów. Wstęp jest darmowy.

Muzeum Oscara Niemeyera

Widzieliśmy już kilka dzieł najsłynniejszego brazylijskiego architekta, czyli Oscara Niemeyera właśnie, i wszystkie zrobiły na nas ogromne wrażenie. Wizytówkowe muzeum Kurytyby również znajduje się w budynku jego autorstwa. Jedną z wystaw poświęcono twórczości Niemeyera, pozostałe sztuce w rozmaitych postaciach. Normalnie bilet kosztuje 20 BRL, ale można zwiedzać za darmo w każdą środę.

Park Jana Pawła II i polski skansen

Chyba dla każdego Polaka to obowiązkowy punkt na trasie zwiedzania Kurytyby. Z inicjatywy brazylijskiej Polonii, założono tu mały skansen imitujący osadę pierwszych imigrantów. W chałupach zgromadzono trochę pamiątek i niepokojąco dużo kiczu. Podobno w knajpie obok parku serwują pierogi, ale my jeszcze nie byliśmy wystarczająco spragnieni rodzimych smaków.

Po Rio de Janeiro i São Paulo, Kurytyba wydała nam się spokojna, elegancka, zachwycająco czysta, bardzo zielona. Jeżeli ktoś odwiedza Brazylię w poszukiwaniu egzotyki… tutaj jej nie znajdzie.

Informacje praktyczne

Wszystkie ceny na luty 2020.